literature

Glupota stosowana.

Deviation Actions

DrLouBitch's avatar
By
Published:
1.8K Views

Literature Text

Kiedy tylko Achmed Jebiewdenko znalazł się w swoim pokoju, cisnął plecak szkolny w kąt i poległ na łóżko, rozkoszując się piątkowym poniedziałkiem. Planował spędzić ten weekend w domowym zaciszu, oglądając po... pożyteczne filmy o wpływie zorzy polarnej na rozmnażanie się chomików we fiordach norweskich* i uderzając głową w ścianę nośną w akustyce muzyki techno, do czego zmuszały go Głosy, ale co było jego ulubioną zabawą.
Błogi spokój przerwało mu jednak głośne pukanie w okno. Było to zadziwiające, gdyż mieszkał na jedenastym piętrze wieżowca, a jego zamek otoczony był fosą, w której pływały krwiożercze strusie oraz tentakle.
Achmed zerknął w okno, zauważywszy w nim czerwoną z wysiłku twarz swojego przyjaciela, Edmunda Trombalskiego-Mateczkę, który nałykał się w dzieciństwie azotanu srebra i właściwie był cały niebieski. Miał na sobie fioletowo-różowy płaszcz o zielonej barwie oraz pomarańczowe trzewiki w kolorze bzu. Niewiele myśląc, Achmed wymacał ręką na podłodze swojego mastifa rasy buldog o wdzięcznym imieniu Czurak (Czurak, nie Czarek) i niedbale rzucił nim w okno, które rozbiło się na tak wiele kawałków, że można z nich było wybudować elektrownię atomową. Edmund na szczęście wpadł do pokoju, wybijając sobie oko o leżące (stojące?) nieopodal nożyczki. Krzyknął podniecony, ponieważ był masochistą.
- Ale jatka – Achmed raczył wstać z łóżka i z nogami w kieszeniach podszedł do gościa. Tymczasem jego przyjaciel zdążył wyjąć już agresywne, magiczne nożyczki z oczodołu, wraz z okiem. Uśmiechnął się popromiennie, ukazując dwa rzędy złotych żyletek i otrzepując się z gwiezdnego pyłu, rzekł:
- Nie martw się i tak było sztuczne.
- Ale ja mówię o moim oknie – uściślił Achmed, uwodzicielsko odrzucając w tył bujną grzywę złotych loków, zapominając przy tym, że jest łysy i uderzając głową w lampę w kształcie Mamy Muminka, w której skrycie się kochał – Do końca życia mi się nie wypłacisz. Smoka też mi odkupisz.
- Jakiego smoka?
- Tego, który wyleciał przez okno.
- Ale to był pies!
- To był smok.
- Przecież widziałem, że pies!
- On tylko udawał psa. To był smok.
- Ale...
- TO BYŁ SMOK.
- Okej – zgodził się Edmund, wojując z magicznymi nożyczkami, które atakowały go zawzięcie swoimi mackami.
Fascynującą rozmowę chłopców przerwało głośne jebnięcie. Huk, znaczy się. Przez drewniane drzwi z tytanu wtargnęli Power Rangers Ninja Storm z Czurakiem na czele. Rzucił się on na magiczne nożyczki, które krzyknęły głośnym, tubalnym głosem „chyba lol!” i zaczęły uciekać po całym pokoju, demolując wszystko po drodze. Złapać je udało się dopiero Różowej Rangerce, która powiedziała:
- jaqje suoDqJe noshYtshqY bbbBbeNdom JDEaLnjE pasOwaUYY do mOYEy qosmEthyTshq :*:*:*:*
Niestety, wściekłe nożyczki jebły ją z liścia, co spowodowało zgorzel i śmierć kliniczną, a w końcu także Achmedowi puściły nerwy i kazał całej ekipie Barw Szczęścia spierdalać z posesji oknem. Człowiekiem, Który Przeżył został Edmund Trombalski-Mateczka, który to zaszył się w szafie i przeczekał wszystkie wichry namiętności. Kiedy ucichły także odgłosy krwiożerczych strusi i tentakli pożerających przybyszów, wyszedł spod łóżka i rozpłakał się.
- Co ty narobiłeś! On był twoim oknem! – powiedział histerycznie wskazując na otwarte ojca, przez które wylecieli wszystkie Power Rangers i smok. Pies. Czurak.
- Ależ towarzyszu, cóż ty mówisz – zaczął ze spokojem Achmed, przeglądając ofertę mieszkań na Żoliborzu – Przecież mój ojciec jest poborcą podatkowym.
- Ale mówiłeś, że dorabia?
Nagle wszystko wokół znieruchomiało, ściemniło do cna, a jedyną widoczną rzeczą była łysina Achmeda, co zmieniło się, gdy Edmund porządnie wypośrodkował halogen. Zaraz potem zjebał się z drabinki i wyjął z kieszeni skrzypce, na których zaczął rzępolić. Mało tego, kaleczył rzemiosło niemiłosiernie!
- Co ty robisz? – Achmed rzucił mu smętne spojrzenie znad czarnych oprawek swych okularów (aktualnie poznawał zwyczaje godowe emo, ale nie potrafił wyhodować bujnej czupryny, dlatego musiał się utożsamić z tym gatunkiem w inny sposób).
- Myślałem, że będziesz śpiewał? – to był Edmund.
- Będę przemawiał. – to był Achmed.
- Mogę cię zjeść? – to był głos spod łóżka.
- Nie krępuj się. – odrzekła narratorka.
Za oknem strzeliła błyskawica, która rozświetliła słoneczną noc, z hukiem uderzając w Don Guralesko, który przyszedł pojęczeć pod oknem gospodarza „Gżdył, gżdyl dżynu, loduf i czjułała”. Zanim zmarł na tyfus dodał „od ka do gie synu, PDG stylu...PDG Stylu...PDG Stylu...”, gdyż Achmed zarzucił mu kiedyś, iż nie wie, ile liter ma alfabet. Spod łóżka wychynęły różowe pantofle Siostry Kopciuszka z lassem w ręku. Przerażony Achmed krzyknął przeraźliwie, padając na ziemię i zawijając się w dywan, ponieważ przypomniał sobie, że zostawił na gazie ser pleśniowy, który dawno rozbił się już do postaci atomów dzięki specjalnemu garnkowi-dezintegratorowi. Niemniej przerażony Edmund wturlał się pod łóżko, przekonany, że Balcerowicz musi odejść, a kaloryferem zębów nie umyjesz. Z przeciągłym wyciem runął w czarną otchłań, która znalazła sobie miejsce pod owym łóżkiem. Nie był jednak sam – Achmed, który zajebał różowym pantoflom wielką halabardę rozmiarów biedronki, leciał tuż obok niego. Obaj lecieli. Lecieli. Lecieli. Lecieli. Lecieli. Lecieli. Lecieli. Lecieli. Lecieli. W międzyczasie odwiedzili piętnaście wymiarów, poznali Prawdę, dowiedzieli się, kto widział dziub dziuba, Jak Rozpętałem Seks-aferę, dlaczego bączek nie ma rączek oraz poznali powód, dla którego polski prezydent cmoka po każdym zdaniu. Lecieli. Lecieli. Lecieli. Lecieli i nie mogli dolecieć.
- Teraz jesteście w mojej mocy, BUAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA
HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH
AHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA
HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH
AHAHAHAHAHAHAHALLLAHAHAHALLLLLLLLLLHLLLHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA
HAHAHAHAHAHAHAHLLLHAHAHAHLLLLLLLLLLALLLAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH
AHAHAHAHAHAHAHALLLAHAHAHALLLAHALLLAHLLLAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH
HAHAHAHAHAHAHAHLLLHAHAHAHLLLHAHLLLHALLLAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA
AHAHAHAHAHAHAHALLLAHAHAHALLLAHALLLAHLLLHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA
HAHAHAHAHAHAHAHLLLHAHAHAHLLLHAHLLLHALLLAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH
AHAHAHAHAHAHAHALLLLLLLLLLHLLLLLLLLLLAHLLLLLLLLLLAHAHAHAHAHAHAHAHAH
HAHAHAHAHAHAHAHLLLLLLLLLLALLLLLLLLLLHALLLLLLLLLLHAHAHAHAHAHAHAHAHA
AHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA
HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH
AHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA
HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH
AHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA
HAHAHAHAH!!!! – podsumowały szalone pantofle, czochrając bobra, który był dziś w wyjątkowo dobrym nastroju.
Dooobra.... wiem, mam zjebany mózg. Histowryjka popełniona na języku polskim gdzieś około Dnia Teściowej. Mieliśmy napisać krótkie opowiadanko, umieszczając w nim dialog przynajmniej trzech osób.
Co do kategorii... Nie wiem, to chyba można zaliczyć do Life Stories?
Jeśli po przeczytaniu znajdą się fani Achmeda Jebiewdenko i Edwarda Trombalskyego-Mateczki, to sorry very, ale dalszą część popełnijcie sami.

*oczywiście wszyscy wiemy, że we fiordach norweskich pingwiny nie wystę;pują.
Comments32
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
BaryLover's avatar